niedziela, 14 czerwca 2015

Italia, Italia...


Długa podróż autokarem... Nie przeszkadzała nam zupełnie, bo zaraz po niej Florencja, Rzym i na koniec Asyż. Miejsca, które juz dawno wszyscy chcieliśmy zobaczyć, a w końcu nadarzyła sie okazja. Od razu zauważyliśmy, że przekroczyliśmy granicę Włoch, ponieważ krajobraz i klimat zupełnie sie zmieniły, góry zostały zastąpione plantacjami winogron, domami z płaskimi dachami i okiennicami w oknach. Gdy mijaliśmy Bolonię, wewnętrznie byliśmy gotowi na miasto zarządzane niegdyś przez Medyceuszów - Florencję.
Intensywne zwiedzanie, główny plac we Florencji i wszystkie rzeźby, fontanna i pełno turystów. Florencję miałam okazję zobaczyć już drugi raz i tym razem zdecydowanie bardziej ją polubiłam. Wąskie uliczki i ich włoski klimat sprawiły, że od razu chciało się spędzić  tam więcej czasu. Ponoć dopiero po przejściu się nieturystycznymi ulicami można poznać dane miasto i muszę się z tym zgodzić. Zapachy regionalnej kuchni, pranie rozwieszone na sznurkach nad przejściami, niczym w Wenecji, to są właśnie prawdziwe Włochy. Nie mieliśmy niestety za dużo czasu, żeby zobaczyć wszystko, choć uważam, że każda minuta była warta tej długiej podróży i naszego zmęczenia. Gdy szliśmy w kierunku Mostu Złotników, mogliśmy kupić różne ”pamiątki”, jak chociażby podrobione torebki od „wybitnych włoskich i francuskich projektantów” sprzedawane przez okolicznych mieszkańców, którzy zdecydowanie mogą pobić rekord jeśli chodzi o rozkładanie i składanie swoich stoisk, gdy tylko zdarzy się taka potrzeba. We Florencji spędziliśmy kilka godzin i udaliśmy się w dalszą podróż.

Skoro wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, to wcale nie było nam tak trudno tam trafić, obyło się nawet bez pogubionych osób w metrze. Na Rzym mieliśmy przeznaczone dwa dni, pierwszego dnia Watykan i okolice, czyli udało nam się zahaczyć nawet o Koloseum i Forum Romanum. Muzeum Watykańskie, a przed nim wielka kolejka, która może zniechęcać na pierwszy rzut oka, ale zdecydowanie warto poczekać. Wszystkie dzieła, które można tam zobaczyć, są nie do opisania. Tyle cudownych prac Michała Anioła, największe wrażenie wywołała na mnie chyba Kaplica Sykstyńska, wszystkie najpopularniejsze freski tego artysty w jednym miejscu. A tuż przed nią obraz Jana Matejki przedstawiający Jana III Sobieskiego po zwycięskiej walce pod Wiedniem. Mogliśmy zobaczyć liczne zbiory map i ksiąg oraz naścienne malowidła renesansowego artysty Rafaela Santi. Rzym sam w sobie jest miastem tętniącym życiem  dwadzieścia cztery godziny na dobę, nie było więc łatwo korzystać z komunikacji miejskiej przy takim zatłoczeniu. Drugi dzień natomiast był jednym, długim spacerem. Na początek Schody Hiszpańskie – cudowne miejsce, przy którym rozpoczyna się ulica, z której większość dziewczyn ma najwięcej zdjęć – ulica ze sklepami największych domów mody, jak Chanel, Gucci i wiele innych. Najmodniejsza ulica Rzymu, jednak bardzo turystyczna. Idąc nią i wieloma następnymi dotarliśmy pod Panteon (w końcu jakaś okazja, żeby zacząć odróżniać Panteon od greckiego Partenonu – udało się). Mieliśmy przy nim czas wolny, więc szybko znaleźliśmy mniej turystyczną uliczkę z kawałkami pizzy na wynos i mogliśmy iść dalej. Udało nam się również namierzyć naszym zdaniem najlepsza lodziarnię w okolicy  Gelataro – Centocelle, miejsce godne polecenia. Mieliśmy nawet okazję zobaczyć jak robią lody i porozmawiać chwilę z przemiłymi właścicielami. Następnie udaliśmy się w drogę, kolejne rzymskie place, na każdym fontanna, dużo gołębi, targi z owocami, warzywami. 
Na koniec naszej wycieczki, bo już w drodze powrotnej, odwiedziliśmy miasto św. Franciszka oraz św. Klary – Asyż. Typowe włoskie miasteczko, może się zdawać, że mówię tak o tych wszystkich miastach, ale to w końcu Włochy. Kościół św. Franciszka, a w sumie dwa albo nawet trzy kościoły, następnie spacer po całym mieście. Piękna panorama, którą można zobaczyć z placu przy kościele św. Klary. Czas wolny, poza naszym ostatnim włoskim posiłkiem, tak dla odmiany pizza, poświęciliśmy na przejściu uliczkami, w których nie było turystów. Wszystko z kamienia, pełno schodków, zejść, wąskich przejść, a nawet dzieci, które grały w piłkę na środku ulicy. 
Włochy to państwo, które jest jak magnes, nieważne czy już się tam było czy nie, zawsze jest chęć, żeby odwiedzić je jeszcze raz. Klimat, cudowna pogoda, jedzenie i ludzie. Atmosfera nie do odtworzenia i nawet jeśli obejrzy się wiele filmów, których akcja rozgrywa się na przykład w Toskanii, nie da się tego odczuć tylko przez ekranizację, nawet najlepszą. Trzeba tego doświadczyć osobiście i wszystkich zachęcam właśnie do tego!
Alicja Kolęda i Karolina Ambroziak














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz