wtorek, 24 marca 2015

Money, money, money...

Z czym kojarzy się zwykłemu człowiekowi Jerozolima? Tego nie wiem, ale na pewno, czego innego oczekiwałam. Miałam nadzieję na starożytne miasto skąpane w słońcu, pełne energii i zadbane. Bo przecież to Święte Miasto. Tysiące Żydów i chrześcijan przybywają, aby się tam modlić. Miasto gdzie obok siebie żyją trzy wyznania. Dla islamistów jest to miejsce do życia czy interesów. Dla Żydów „ich” miasto rodzinne. Nigdzie indziej nie są tak bardzo w domu jak tu. No i Ściana Płaczu. Najświętsze miejsce dla wyznawców judaizmu, jedyna zachowana ściana Świątyni Jerozolimskiej. Zostali chrześcijanie. Najbardziej podzielona wiara świata. Ludzie, którzy dążą do zniszczenia miejsca, z którego się wywodzą. Rywalizacja, która trwa od IX wieku powoduje zaniedbanie dwóch bazylik- Grobu Pańskiego i bazyliki Narodzenia.


Zacznijmy może od historyjki z kolejki do Grobu Pańskiego. Do Jerozolimy przyjechaliśmy o godzinie 05:30, tak, aby o 06:00 wejść do bazyliki bez kolejki. Jednak o 6 do Grobu Pańskiego weszły cztery osoby. I to wszystko. Nam zamknięto drzwi przed nosem, mówiąc, że potrzebują 3 godzin do przygotowanie się do wizyty patriarchy prawosławnego. Myślę, że 10 minut by ich nie zbawiło, ale cóż, zdarza się. Kiedy Grób Pański zostaje otoczony kordonem policjantów i prawosławnych wiernych, my podziwiamy budowlę z zewnątrz. I załamujemy ręce. Około 100 lat temu Anglicy stwierdzili, że budowla się rozpada, więc przybili po zewnętrznej stronie ścian pionowe żelazne pręty, potem ktoś dodał poziome. Dzięki temu najważniejsze dla chrześcijan miejsce wygląda jak klatka dla lwów. Jako smaczek dodam jeszcze, że klucznikami bazyliki są członkowie rodziny muzułmańskiej, bo było to najlepsze rozwiązanie konfliktów pomiędzy chrześcijanami, którzy do dziś nie potrafią się dogadać, kto powinien dbać o świątynię.
Przenieśmy się teraz do Betlejem. Bazylika Narodzenia Pańskiego, pierwsze, co rzuca się w oczy to kiepski stan świątyni. Zaniedbane romańskie freski pokryte są stuletnim kurzem. Na dodatek przecieka dach. I to jeszcze na starożytną mozaikę, ponoć jedną z najstarszych na świecie. A teraz wejdźmy do Groty Narodzenia. Albo i nie. Skończyło się właśnie nabożeństwo, więc pomimo 40 minutowej kolejki, starszy pan w cylindrze musi zamieść schody, nie ma wyjścia, czekamy…. Przy okazji obserwujemy dwóch mnichów siedzących na schodach, co chwila podchodzi jakiś Rosjanin (innych nie stać) i wkłada któremuś z nich do ręki banknot i kartkę z nazwiskiem. Za jedno nazwisko do pomodlenia 5$. Interes życia. Dwaj wspomniani panowie są tak łasi na pieniądze, ze potrafią pobić się o klienta. Warto dodać, ze prowadzą dwie konkurencyjne restauracje w Betlejem. Tak, tak - są mnichami.
Mogę dodać tylko jedno. Warto tam pojechać, ani trochę nie żałuję bólu nóg i pleców po całonocnej podróży autokarem. Naprawdę warto! Choćby tylko po to żeby zobaczyć bijących się mnichów.

Klaudia Sudoł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz