wtorek, 24 marca 2015

Mexico City

W morzu światełek


Za chwilę lądowanie. Od jakiegoś czasu widać już w dole morze światełek. Już wiadomo, że jesteśmy nad Mexico City. Największe miasto świata właśnie ukazuje się w pełnym wydaniu. Gdzie nie spojrzeć, po horyzont widać światła i ma się wrażenie, że to miasto się nie kończy. Światła uliczne, światła od samochodów, światła na wieżowcach, a wreszcie nawet światła domowe. A nad tymi wszystkimi światłami, jeszcze jedno- duży i jasny księżyc, obecnie w pełni. Im niżej się znajdujemy, tym więcej szczegółów. Teraz można już nawet odróżnić większe napisy.





Dzień jak co dzień, tylko na drugim końcu świata

Z domu wyszliśmy dopiero jakoś w porze obiadowej. Przez okno samochodu oglądamy meksykańskie realia. Ulice, po których ludzie jeżdżą jak chcą i nie obchodzą ich praktycznie żadne przepisy, ale wszyscy są raczej cierpliwi dla siebie nawzajem. Rzadko słychać np. trąbienie. „Tutaj się nie trąbi, bo prędzej ktoś cię zastrzeli, niż ci puści wiązankę.” – słyszymy od znajomego w trakcie drogi. „Wszyscy myślą, że to żart, ale wcale nie, to rzeczywistość.” – dodaje. Mexico City jest niebezpiecznym miastem, ale tak naprawdę rzadko zdarzają się takie sytuacje, jak wspomniana przed chwilą. Nasi znajomi mieszkają w stolicy Meksyku od ponad 25 lat, trochę wiedzą o mieście, ale choć straszą innych, to jednak nie byli świadkami podobnych zdarzeń. Zjeżdżamy z jednej z głównych ulic. Wzdłuż chodników znajdują się stragany, na których można kupić niemalże wszystko. A przy ulicy ludzie, którzy również oferują wszystko, nawet jeśli ktoś jest w samochodzie. Zaczynamy szukać miejsca, co w Polsce każdy robi sam, a w Meksyku… Wzdłuż drogi stoi kilku mężczyzn ze ścierkami (w trakcie postoju, można skorzystać z propozycji umycia okien). Jeśli mężczyzna macha ścierką, to znaczy, że obok niego jest miejsce, które można zająć. Pomoże nie wjechać w sąsiednie auta i nikogo nie stuknąć. Odjeżdżając, wypada, a nawet powinno się, dać pomocnemu mężczyźnie kilka pesos za pomoc. Na razie zaparkowaliśmy i wysiadamy. Wybieramy się na targ. Targ to skupisko straganów, gdzie naprawdę można znaleźć wszystko, co się chce, jeśli tylko umie się tego odpowiednio poszukać. My wybraliśmy się do części, w której można coś zjeść, specjalnie na tostady, które podobno właśnie tutaj są najlepsze. Przy czym tostady meksykańskie, to wcale nie zapiekanka, którą sprzedają np. w przejściu podziemnym przy Galerii Dominikańskiej w okolicach naszej szkoły. Tutaj tostada jest twardą tortillą, na którą nakładają to, o co się poprosi i wskaże palcem.

Po spacerze okolicznymi uliczkami wracamy do domu. Jest już ciemno, dlatego mniej można zobaczyć, a jednak znów widzimy Meksyk z okna samochodowego, choć teraz już inną okolicę. Teraz moją uwagę zwróciła droga nad drogą. Okazuje się, że w Mexico City są dwie drogi- jedna na dole, a druga na górze, choć ta na górze jest płatna i jeszcze niedokończona, ale podobno ma się nią jechać szybciej.

Metrobusem po mieście

Następnego dnia idziemy zwiedzać Sanktuarium Matki Boskiej z Guadelupe. Do sanktuarium dojeżdżamy Metrobusem. Niestety nie mam zdjęcia tego pojazdu, ale ogólnie jest to trochę wyższy autobus, który ma specjalnie wyznaczony pas na drodze, taki, na który pozostałe pojazdy nie mają wstępu, dzięki czemu podróż jest szybka. Ciekawostką jest w nim miejsce specjalnie wyznaczone tylko dla kobiet, dzieci i osób niepełnosprawnych. Jednak zauważyłam, że takie specjalnie wydzielone miejsca są nie tylko w Metrobusie, ale również np. w metrze.

Cud Matki Boskiej z Guadelupe

Po ponad godzinie drogi dojeżdżamy do sanktuarium. Jeszcze tylko krótki spacer i jesteśmy na miejscu. Może to za względu na porę albo na godzinę, ale w tej chwili jest niewiele turystów. Wejście, jak do każdego kościoła, jest bezpłatne. Obraz Matki Boskiej wisi jako ołtarz, ale oglądać go można przez cały czas, nawet podczas odprawianych mszy. Wszystko z powodu faktu, że ogląda się go jakby od dołu. To znaczy, że jest podwyższenie, a pod nim jest miejsce dla turystów oglądających obraz. Pod obrazem nie można się zatrzymywać, ponieważ zostały tam zamontowane ruchome chodniki. O samym obrazie można powiedzieć wiele. Powstało również dużo kilka książek (naukowych i mniej naukowych także) próbujących wyjaśnić fenomen obrazu. Fenomen, który polega na tym, że pomimo ponad 500 lat farba nie wyblakła, a materiał się nie rozpadł. Istnieje legenda, że Maryja ukazała się młodemu pastuszkowi- Juanowi Diego, gdy przebywał on na wzgórzu Tepeyac. Pastuszek miał na sobie suknię wykonaną z włókien agawy. Maryja powiedziała, że chce, aby Juan Diego wybudował w miejscu tego objawienia kościół. Niestety okoliczny biskup wymagał dowodu potwierdzającego słowa pastuszka, inaczej nie wydałby zgody na budowę kościoła. Maryja postanowiła dać mu taki dowód, kazała Juanowi Diego przyjść jeszcze raz w miejsce, gdzie mu się objawiła i zebrać wiązankę rosnących nieopodal róż. Następnie przykryła róże suknią z agawy, którą nosił Juan Diego. Poleciła mu zanieść kwiaty biskupowi. Gdy Juan Diego przekazał osłoniętą wiązankę, kwiaty wypadły, a na szacie pozostał wizerunek Maryi. To był wystarczający dowód dla biskupa, który zezwolił na budowę kościoła. Poza faktem, że obraz od ponad 500 lat znajduje się na materiale, który powinien przetrwać lat najwyżej 20, istnieje również więcej cudów związanych z tym malowidłem. Podobno oczy Matki Boskiej zachowują się jak oczy żywego człowieka, czyli źrenice pod wpływem światła się rozszerzają lub zważają. Podobno obraz jest wykonany z fotograficzna dokładnością, bo w oczach odbijają się sylwetki ludzi. I wiele, wiele innych lepiej lub gorzej potwierdzonych i sprawdzonych ciekawostek. Pewne jest jedno- każdy Meksykanin wierzy w Matkę Boską z Guadelupe, nawet jeśli na co dzień jest niewierzący.



W sanktuarium codziennie odbywają się msze, dodatkowe mogą się odbywać w innych językach, dla małych grup i na balkonach. Zdarza się, że w jednym miejscu jednocześnie odbywa się kilka mszy, co daje niesamowity efekt. Za nowym sanktuarium znajduje się wielki plac, pomnik Jana Pawła II, stare sanktuarium i wiele innych obiektów. My udaliśmy się jeszcze do dawnego kościółka (tego z legendy), gdzie na początku znajdował się obraz. Po drodze znajduje się też targ, na którym można kupić wszystko z Matka Boską. Na mnie największe wrażenie zrobił jednak sam obraz i sanktuarium. Uważam, że każdy, kto kiedykolwiek będzie miał okazję odwiedzić stolicę Meksyku, koniecznie musi zobaczyć ten obraz. 
Agnieszka Łukaszun

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz